Wypróbuj

W tym miesiącu możesz przeczytać jeszcze 2 artykuły.

Zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów.

X
Pierwszy miesiąc za 0,99 zł >>
Prenumerata cyfrowa Gazety Wyborczej

W tym miesiącu możesz przeczytać jeszcze 2 artykuły.

Zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów.

X
Zamknij

Sąd: Klientce należy się 75 tys. zł zadośćuczynienia za zranienie w Biedronce

MARCIN PIETRASZEWSKI
07.01.2015 , aktualizacja: 07.01.2015 08:55
A A A Drukuj
Otwarcie Centrum Dystrybucyjnego Biedronki w Lubartowie

Otwarcie Centrum Dystrybucyjnego Biedronki w Lubartowie (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Klientka zasłabła w sklepie i upadając, przecięła sobie ścięgna i nerwy lewej ręki. Po trzyletnim procesie sąd w Katowicach uznał, że wózek, o który kobieta się zraniła, był nienależycie zabezpieczony. Jeronimo Martins, właściciel sieci sklepów, musi wypłacić jej 75 tys. zł zadośćuczynienia.
Artykuł otwarty
Artykuł otwarty
- Po tych nieszczęsnych zakupach przyznano mi II grupę inwalidztwa, bo moja lewa dłoń jest kompletnie niesprawna - wzdycha Barbara Niemczyk z Będzina. Przeszła już kilka operacji ręki, pod koniec stycznia czeka ją kolejna. Ciągle walczy z bólem.

"Tak naprawdę jestem jednoręczna"

We wrześniu 2009 roku poszła z córką na zakupy do Biedronki przy alei Piłsudskiego w Będzinie. W pewnej chwili zrobiło się jej duszno i postanowiła wyjść. Była blisko kas, gdy zasłabła. Upadając, chwyciła się wózka z wystawionymi na nim paletami z kwiatami, który był zakończony ostrymi, nieosłoniętymi krawędziami. Kobieta przecięła sobie na nich ścięgna i nerwy lewej dłoni. Pogotowie zabrało ją do szpitala, gdzie ją zoperowano.

Mimo że od pechowych zakupów minęło już ponad pięć lat, kobieta ma stały przykurcz palców i nie może nimi ruszać. - O chwytaniu czegokolwiek nie ma mowy, tak naprawdę jestem więc jednoręczna - podkreśla Niemczyk. Tydzień przed wypadkiem zaczęła pracę w handlu. Kiedy okazało się, że ma niesprawną dłoń, została zwolniona.

Córka Barbary Niemczyk zaraz po wypadku zdobyła pisemne oświadczenia klientów, którzy wszystko widzieli. Potwierdzili, że wózek z kwiatami miał ostre, niezabezpieczone końcówki. Dodatkowo kierownik będzińskiej Biedronki przyznał na piśmie, że "nasz sklep jest przed przebudową i nie mamy zabezpieczeń na wózki. Nikt nigdy ich nie zabezpieczał, jak przychodzą z kwiatami, tak są wystawiane na sklep". Jednak zaraz po tym, jak klientka przecięła sobie ścięgna, wózki z kwiatami zaczęto zabezpieczać.

To było jak walka Dawida z Goliatem

Rok po wypadku Barbara Niemczyk zwróciła się do Jeronimo Martins, właściciela sieci sklepów Biedronka, z wezwaniem o zapłatę 30 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy oraz pokrycie kosztów leczenia. W imieniu handlowej spółki odpowiedział PZU, jej ubezpieczyciel: wypłata się nie należy, bo wózek z kwiatami posiadał atest, nie był uszkodzony, został prawidłowo ustawiony w sklepie, a ostre krawędzie znajdują się w miejscach niedostępnych dla klienta w momencie dokonywania wyboru roślin.

- To tłumaczenie było absurdalne, bo na zdjęciach z miejsca zdarzenia widać, że ostre krawędzie były od frontu i praktycznie każdy przy odrobinie pecha lub nieuwagi mógł sobie rozciąć na nich rękę albo nawet twarz - podkreśla Mariusz Ścibich, radca prawny reprezentujący Barbarę Niemczyk.

Jeronimo Martins odrzuciło też drugie wezwanie do zapłaty zadośćuczynienia. - Nasz ubezpieczyciel po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego stwierdził brak winy spółki w związku z wypadkiem - wyjaśnili prawnicy właściciela sieci Biedronka.

W tej sytuacji prawnik Niemczyk złożył w sądzie pozew przeciwko Jeronimo Martins. Domagał się w nim 75 tysięcy zł zadośćuczynienia. Po stronie właściciela Biedronki do procesu włączyli się PZU oraz dostawca wózków. Wszystkie trzy firmy wysyłały na rozprawy w katowickim sądzie własnych prawników. - Trochę wyglądało to jak walka Dawida z Goliatem - mówi radca Ścibich.

Wyrok nie jest jeszcze prawomocny

Podczas procesu sąd zasięgał opinii m.in. ortopedy, traumatologa, psychiatry i psychologa. Prawnicy Jeronimo Martins w dokumentacji medycznej Niemczyk znaleźli informację, że przed wypadkiem miała zdiagnozowaną cukrzycę oraz przeszła zawał serca. - Chcieli więc ustalić, czy w takiej sytuacji moja klientka mogła chodzić do sklepu. Na szczęście lekarze stwierdzili, że nie było ku temu żadnych przeciwwskazań - mówi Ścibich.

22 grudnia Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że właściciel Biedronki ponosi odpowiedzialność za wypadek Barbary Niemczyk. Spółka musi wypłacić jej 75 tys. zł zadośćuczynienia wraz z odsetkami.

- Wyrok nie jest jednak prawomocny - podkreśla sędzia Krzysztof Zawała, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Katowicach.

Radca Ścibich: - Ten wyrok powinien uwrażliwić wszystkie osoby, które są odpowiedzialne za przestrzeń publiczną. Ona nie powinna stanowić zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi.

Na razie nie wiadomo, czy właściciel Biedronki wypłaci zadośćuczynienie czy też złoży apelację od wyroku. - Ewentualne decyzje w tej sprawie mogą być podjęte przez naszą firmę po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku - przekazało nam biuro prasowe Jeronimo Martins Polska.

Artykuł otwarty

Prenumerata cyfrowa Wyborczej

dostępna przez internet, telefon, tablet i czytnik e-booków.
Wypróbuj teraz za 0,99 zł za miesiąc

Artykuł otwarty

PYTANIE Czy 75 tysięcy złotych zadośćuczynienia to:

  • Zbyt mało
  • Zbyt dużo
  • Wystarczająco
  • Nie mam zdania
Zobacz także

Zobacz więcej na temat:

  • 2
  • 0
Komentarze (2)
Zaloguj się
  • Oceniono 12 razy 10

    Miała kobieta szczęście w nieszczęściu, że trafiła na dobrego prawnika.

Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX